czwartek, 18 września 2014

Prolog

Obserwowałem je od dłuższego czasu. Nie powinna się z nimi spoufalać. Popełniła błąd przyjeżdżając tutaj. Co było złego w Los Angeles? Brakowało jej tam czegoś? Słyszałem jej śmiech i widziałem uśmiech na jej okrągłej twarzy. A, tak. Brakowało jej wszystkiego co dobre. Ciągłe spotkania, wykorzystywanie jej wiedzy czy jakieś szkolenia na pewno dały jej popalić. Zwracam honor. Przyglądałem się jej przyjaciółkom. Są piękne. Ale jedna z nich szczególnie zwróciła moją uwagę. Była z nich wszystkich najniższa. Czyli inaczej mówiąc najdrobniejsza. Wszystkie były malutkie, ale ona to co innego. Chuda, oliwkowa karnacja, szeroki uśmiech i oczy pozbawione tańczących w nich iskierek, gdy jest sama. Z nimi jest szczęśliwa i to widać. W głowie zadźwięczał mi ich śmiech. Na moje usta mimowolnie wtargnął delikatny uśmiech, wiedząc, że cieszą się bez przymusu. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Świeże i chłodne powietrze wypełniło moje płuca, a moje ciało automatycznie się rozluźniło. Lekki wiatr owiał moją twarz. Na ramieniu poczułem czyjąś dłoń. Otworzyłem oczy i spojrzałem w bok. Stojący koło mnie kumpel skinął do mnie głową, bezgłośnie oznajmiając, że idziemy. Złączyłem usta w prostą linię i poszedłem za resztą. Zapowiada się dość nieciekawie. Dla nich, oczywiście. Znów na moje usta wtargnął uśmiech, który nie zapowiadał nic dobrego. Wsiedliśmy wszyscy do busa, a potem jeden z nas zadzwonił do Rosalie Mane. Owszem, znamy ją. Należy do naszej ekipy. Na jej (nie)szczęście. Z nami nikt nie zadziera, a jeśli zadrze to nie wyjdzie na tym dobrze. Wszyscy ucichliśmy i słuchaliśmy rozmowy.
- Nigdzie nie idę.- powiedziała ostro. Niemal warknęła. Zmieniła się. Będzie bardzo ciekawie.
- Idziesz albo Shane zajmie się tobą i twoimi…
- Nie waż się straszyć mnie Shane'm.- warknęła głośno i widziałem jak wszyscy się wzdrygnęli.- Wiecie do czego jestem zdolna. On także. Więc, on nic nie zrobi, jeśli chce mieć w przyszłości dzieci.- dosłownie wszyscy w aucie skrzywili się i złapali za swoje krocze. Czy to dziwne, że ona zawsze każdego przerażała? Nie? To dobrze. Po drugiej stronie usłyszeliśmy ciche westchnięcie.- Słuchajcie, próbuję żyć normalnie bez ciągłych interwencji w rządzie. Okej? Po prostu dajcie mi jeszcze trochę czasu, bym mogła się chociaż przygotować do tego co macie mi do zaoferowania.
- Masz dwa dni.- powiedział inny chłopak. Rose na chwilę umilkła.
- To za proste.- Ma nas.- Jaki jest haczyk?- czułem aż tutaj jak marszczy w zamyśleniu brwi.
- Dołączą do nas twoje koleżanki.- powiedział cicho chłopak.
Czułem jak tętno Rose rośnie. Słyszałem jak ściska w dłoni telefon. Po chwili, która wydawała się być wiecznością, odezwała się, cicho i groźnie:
- Mam dla was niespodziankę.- i rozłączyła się.
Spojrzeliśmy po sobie niepewni tego o czym mówiła dziewczyna.
- Czy ktoś z was boi się tak samo jak ja?
- Jak mnie zdenerwuje to..
- Spokojnie.- odezwałem się, kończąc dyskusję dwójki przyjaciół i przetarłem twarz dłońmi.- Musimy się uspokoić.
- Racja.
- Jasne.
Pokiwałem głową, a potem ujrzałem przed maską wozu ją. Rose stała dokładnie przed nami, a kierowca gwałtownie zahamował. Wszyscy krzyknęli głośno, dziewczyna kucnęła, jakby na rozkaz, by nasz bus zaczął dachować. Nie dziwi mnie, że dachowaliśmy właśnie teraz. Mogłem się tego spodziewać. Gdy samochód się zatrzymał, całe szczęście na kołach, zaczęliśmy wysiadać z auta chwiejnym krokiem. Usłyszałem warknięcie, głębokie i niepokojące. A potem przeładowanie pistoletu.
- Nie waż się.- ciche ostrzeżenie z ust Mane szybko uspokoiło chłopaka. Odetchnęliśmy z ulgą.- Niespodzianka się podobała?- usłyszałem w jej głosie cień uśmiechu. Ta dziewczyna jest nieprzewidywalna.
- Ta, bardzo.- usłyszeliśmy stęknięcie wychodzącego z wozu nasze celowne oko. Zaśmiałem się pod nosem, jak cała reszta, a dziewczyna schowała pistolet.
- Po co chcecie dziewczyny?- spytała ostrożnie.
- Bo są fajne.- powiedział jeden, ale gdy usłyszał strzyknięcie od broni, od razu uniósł ręce w górę na znak poddania się.- Żartuję, żartuję. Drake potrzebuje nowych, a z tego co wiemy to trochę je nauczyłaś i nie są już takie bezbronne.
Zamarła cisza. Spojrzeliśmy na nią. Oddychała spokojnie, ale miała spuszczoną głowę i zaciskała pięści.
- Dwa dni.- powiedziała cicho, a my skinęliśmy głowami.- A teraz walcie się.- rzuciła ostro, odwróciła się i odeszła.
Mówiłem, że będzie ciekawie?
Czysty geniusz w ciele tak słodkiej dziewczyny, która potrafi przestraszyć kilku dorosłych facetów. To jest niemożliwe. Drake porządnie ją wytrenował fizycznie, bo umysłu może jej pozazdrościć nie jeden profesor Harvardu. Już wiem co widzą w niej faceci.

_______________________________________________________

Zgadnijcie z czyjej perspektywy był prolog. ;)
Mam nadzieję, że nie będzie to trudne. A, jeśli będzie to przepraszam.
Chyba da się to przeczytać. Oby.
Czekam na- mam nadzieję pozytywne- komentarze.
Dziękuję.
Moje kochane, dziękuję, że jesteście.
(Olga i Ania.) Kocham Was.
Cześć. :) x 

1 komentarz:

  1. Spóźnione troszkę,ale cóż. Myślę, że wiem czyja to perspektywa, ale zachowam to dla siebie. Awh. Też Cię kocham. Alex.

    OdpowiedzUsuń